Londyn to
jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Kiedy człowiek do niego przyjeżdża
do razu czuje tą niezwykły klimat który go otacza. Może to przez mgłę, a może
przez deszcz, ale każdy przez wyjątku wczuwa się w tą niezwykła atmosferę miast
które niesie za sobą wielką historię oraz tradycję.
Już jako mała
dziewczynka wiedziałam ze chce właśnie tu mieszkać. W stolicy kultury, mieście
Willa Szekspira. Chciałam codziennie rano budzić się i pić kawę patrząc na
BigBena. Chodzić na randki do małych kafejek. Całować się pod parasolem kiedy
pada ulewa mimo że słońce wychodzi za chmur.
W przeciągu
tych pięciu lat, od kiedy tu mieszkam zdążyłam to zrobić. Po pewnym czasie
przestałam nawet na to zwracać uwagę, Londyn stał się dla mnie niczym fascynującym.
Tłum przed BigBenm odbierał mu urok, randki w kafejkach stały się męczarnia bo
zanim zdarzyliśmy z Jamesem dostać się do kasy obije musieliśmy wracać. Ciągły
wiatr, wilgoć i deszcz stały się po prostu nieznośne. Jedyne co nigdy nie straciło
uroku to te pocałunki pod parasolem, ale teraz kiedy go przy mnie nie ma. Stały
mi się obce, a ich wspomnienie bolesne.
Ale jednak
teraz kiedy jestem bliska wyjazdu i rozpoczęcia spełniania moich fantazji na
nowo czuję pewnego rodzaju sentyment. To tu w tym mieście, po raz pierwszy
napiłam się kawy. Tu poznałam moich wiernych przyjaciół, to też tu po raz
pierwszy się zakochała. W tym mieście po raz pierwszy naprawdę się zakochałam.
To tu straciłam być może z własnej pychy, upartości i ambicji człowieka którego
kochałam.
Może jednak
powinnam wyjechać.
Tak na pewno powinnam,
bo kiedy wyjadę i zacznę wszystko od nowa to co przeżyłam, chwilę szczęścia i
smutku nabiorą sensu.
-Dwie kreski –
głos mojej mamy uderzał we mnie. Jednak ja siedziałam dalej skulona na ziemnej
posadzce łazienki i patrzyłam się tępo w małe kwiatki na płytkach. – Lily –
położyła dłoń na moim ramieniu.
-Ja, ja … ja
nie mogę go urodzić – powiedziałam, a kiedy te słowa do mnie dotarły poczułam
rozrywający ból w klatce piersiowej. – Ja mam plany, mam studia, moje
stypendium, James jest niedojrzały … Boże – uderzyłam z cała siłą w płytki za
mną. – My przecież się rozstaliśmy.
-Cicho
kochanie, spokojnie – wyszeptała mi we włosy i przytuliła do siebie. – Będzie
wszystko dobrze – poczułam jak jej łzy kapią mi na włosy. Wtuliłam się w
koszule mamy, niczym pięcioletnia dziewczyna i płakałam, bo co innego mogłam
teraz zrobić.
To dziecko,
ten pasożyt, ten owoc mojej miłości do Jamesa i jego do mnie. On – ona rujnuję
właśnie mi życie, moje plany…
Ja muszę się
tego pozbyć.
Przecież to
nie dziecko, prawda? To tylko komórka.
Ja właśnie
dostałam stypendium badawcze w Paryżu.
Ja mam być tą
co dostanie dyplom w tej rodzinie.
James i ja się
rozstaliśmy, po tylu kłótniach i płaczach i powrotach i …
On się nie na
daję na ojca. Sam jest na drugim roku studiów. Ciągle imprezuję, piję, pali,
mieszka z Alenem. Nie umiał się zmienić, poświecić dla mnie, a co dopiero dla
dziecka.
Ja musze się tego
pozbyć. Ja musze się pozbyć ostatniej rzeczy która mnie z nim łączy.
Ja… Ja muszę.
Wybacz mi mój
mały Króliczku.